29.11.2014

Balea - Feuchtigkeits Shampoo Mango + Aloe Vera

 Witajcie! Tym razem mam dla Was krótką recenzję  Balea - Feuchtigkeits Shampoo Mango + Aloe Vera trockenes & strapaziertes Haar- czyli Balea - szampon mango i aloes dla włosów suchych, zniszczonych. 





Skład :AQUA · SODIUM LAURETH SULFATE · COCAMIDOPROPYL BETAINE · SODIUM CHLORIDE · GLYCERIN · GLYCOL DISTEARATE · PARFUM · PANTHENOL · HYDROSYPROPYL GUAR HYDROXYPROPYLTRIMONIUM CHLORIDE · SODIUM BENZOATE · CITRIC ACID · POTASSIUM SORBATE · NIACINAMIDE · LAURETH-4 · STYRENE/ACRYLATES COPOLYMER · ALOE BARBADENSIS LEAF JUICE POWDER · MANGIFERA INDICA FRUIT EXTRACT · TRIDECETH-7 · SODIUM LAURYL SULFATE · Cl 47005 · Cl 16035.
Czyli wygląda to niemal doskonale , jak na szampon oczyszczający. Nie ma tu brzydali, które pakuje się do wszystkich polskich produktów- hydantoiny i methylisothiazolinone. 

Szampon o pojemności 300ml  można dostać w cenie ok 5 zł (cena bardzo umowna - zależy od importera) Konsystencja - dość gęsty żel,  w kolorze lekko  pomarańczowym, półprzezroczysty. Zapach - zdecydowane mango albo ogólnie mówiąc tropikalny (kwestia gustu, ale mi podoba się bardzo). Opakowanie funkcjonalne i wygodne.
Wadą tego kosmetyku jest jedynie słaba dostępność, bo stacjonarnie kupić produkt raczej trudno. Warto  sprawdzać na miejskich bazarkach, niektórzy sprowadzają te i wiele innych produktów wartych uwagi włosomaniaczek.

A teraz przejdźmy do konkretów, czyli działania. 
Na zdjęciu włosy tuż po umyciu szamponem Balea, podsuszone i przeczesane miękką szczotką do modelowania.
 


Umyłam włosy tym szamponem dwukrotnie, celowo nie stosując maski ani odzywki, aby test działania był jak najbardziej miarodajny. Po pierwsze - szampon doskonale poradził sobie z doczyszczeniem skóry głowy, nie wywołał swędzenia ani żadnych takich kwiatków. Już podczas rozprowadzania go na włosach zauważyłam że nie plącze i nie filcuje końcówek. Całość włosów jest wygładzona, równomiernie nawilżona (bez przyklapu czy elektryzowania). Moje zazwyczaj szorstkie podniszczone końce włosów tym razem (tymczasowo) zmniejszyły porowatość. Szampon Balea choć jest teoretycznie tylko produktem myjącym włosy pielęgnuje - sprawia wrażenie zastosowania serum silikonowego. Włosy są uniesione i do tego pięknie pachną. Są świeże i połyskujące (!) cały dzień. 
Podsumowując - Może się okazać że Balea - Feuchtigkeits Shampoo Mango + Aloe Vera jest faktycznie idealny dla włosów bardzo zniszczonych lub rozjaśnianych. Bo świetnie działa, ciekawie pachnie i zostawia po sobie naprawdę przyjemne wrażenie. Dawno nie byłam tak zadowolona z szamponu. Polecam! Zamierzam stosować go naprzemiennie z Babydream für Mama Wohlfühl-Bad

25.11.2014

[11] Mój sposób na fale - Ndw

Witajcie. Dziś krótko i zwięźle chcę się z Wami podzielić moim sposobem na całkowicie bezpieczne podkręcenie włosów. Metoda jest przeze mnie tyle razy sprawdzona, że bez obaw mogę ją polecić. Ba, nawet sama odważyłabym się na nią postawić tuż przed jakimś bardzo ważnym "fotogenicznie" wydarzeniem.Na zdjęciu zobaczycie jakie rodzaje fal daje się tym sposobem uzyskać. 
Wiele osób pytało mnie o sposób a więc proszę - oto on.


Najlepiej rzecz sprawdza się na włosach świeżo umytych, rozczesanych i wysuszonych lub prawie suchych. Opcjonalnie włosy można spryskać delikatnie mgiełką - wodą lub lekką odzywką.
Do stworzenia fal  potrzebna jest gruba frotka - najgrubsza z możliwych istniejących, najlepiej już lekko rozwleczona (inna może sporo wyrwać albo nierówno odkształcić). Włosy wykręca się wokół własnej osi (np za pomocą palca wskazującego prawej dłoni )tak jak do upięcia klamrą, z tym że wszystkie końcówki zawija się starannie wokół powstającego koczka, jak najbliżej skóry głowy. Na to frota zawinięta na dwa razy i już.
Aby wszystkie końcówki "złapały" się idealnie - frotkę (już na koczku) chwytam w dwóch miejscach równocześnie i obracam jeszcze delikatnie w kierunku zawijania włosów.


Trwałość i sprężystość loków zależy głównie od czasu - jak długo trzymamy włosy mocno skręcone w koczku. Mi wystarcza około godziny by włosy zechciały utworzyć skręt. A najlepiej jest gdy włosy zawinę o poranku a po południu tuż przed "imprezą" rozpuszczę. Jeśli jedziemy gdzieś autem frotka może być na włosach aż do ostatniej chwili podróży, by potem zaskoczyć blaskiem i hollywoodzką objętością włosów :) 
Można też wspomóc się lakierem- ale moje włosy na przykład lakierów nie tolerują - natychmiast klapną, prostują się i zamieniają w poklejoną połamaną szopę. Mam nadzieję że opis jest wystarczająco przekonujący.
Im włosy bardziej suche, podniszczone - tym łatwiej "wejdą " w skręt i będzie on mniejszy. Im włosy dłuższe, tym mogą z kolei szybciej się rozluźniać skręt. Jeśli zaś fale wyjdą zbyt mocne, można je delikatnie rozczesać szerokim grzebieniem. Mimo wszystko metoda frotkowa jest bardzo wygodna i efektowna - wypróbujcie !

24.11.2014

RADY NA KOŁTUNY

Czyli jak rozplątać wyjątkowo oporne kołtuny i jak zapobiegać powstawaniu nowych. Mowa oczywiście o włosach, które są podniszczone na przykład farbami  a sfilcowany kołtun od szalika to ostatnie czego im potrzeba.
Tej jesieni raz tylko wróciłam ze spaceru z tym problemem, a właściwie z trzeba dorodnymi puklami niewiarygodnie zdredowanych końcówek. Mam nawet przypadkowo zdjęcie fryzury, która "nie sprawdziła się" i zupełnie nie uchroniła przed niszczeniami . Był to zwyczajny wysoki kucyk, nieco luźny i sporo delikatnych włosów wymykało się pod nim. Niemal wszystko co było poza kucykiem, łącznie z krótkimi babyhair pięknie uformowało kilka kołtunów. Miałam akurat szalik typu "indyjskiego" ze splotu wielokolorowych nitek, w tym srebrnej. Zauważyłam, że najmniej niszczą włosy szale lub chusty typu arafatka z bawełny. Są niestety najmniej ciepłe ale przynajmniej zawsze wyglądają stylowo.

Moje cienkie, wysokoporowate, przesuszone  włosy przy końcach bardzo łatwo zbijają się w takie okropne gniazda kołtunów, choć pewnie nie jest to jedyny rodzaj włosów, którego ten kłopot dotyczy. Z całą pewnością najbardziej narażone na takie plątanie są włosy długości do ramion i dalej, posiadaczki fryzury bob i krótszej praktycznie wcale nie muszą się tym martwić.

Co zrobiłam by włosy ratować ?

 Moje włosy są wyjątkowo oporne jeśli chodzi o czesanie na sucho, więc o  próbie rozczesywania zbitego kołtuna nie ma mowy. Najpierw zabrałam się za delikatne rozplątywanie palcami - bardzo długo i cierpliwie wyciągałam z kołtunów włosy, które w miarę lekko dały się wycofać. Po 15 minutach Udało się uwolnić ponad połowę. Resztę nadal zbitą ze sobą nasmarowałam oliwą z oliwek. Potem nałożyłam na to garść maski Kallos Banana. Potrzymałam to jeszcze z 10 minut i następnie umyłam z pomocą płynu Babydream fur Mama.Ostatnio to mój ulubieniec w kategorii mycia włosów ! Potem znowu maska i jeszcze na to odżywka Argan dla włosów zniszczonych.W ten sposób włosy maksymalnie wygładziłam a suche i kruche fragmenty włosów uchroniłam przed rozerwaniem. W miarę spłukiwania kolejnych kondycjonerów włosy coraz bardziej się oswobadzały.

A o czym powinnam pamiętać na przyszłość?

Ograniczam przynajmniej o połowę stosowanie szamponu ze SLES- w okresie "szalikowym" zamierzam myć nim wyłącznie skórę głowy- a pianę nakładać dosłownie tylko w paru miejscach- czubek głowy i  tył do wysokości potylicy, skronie (nad uszami ) i tyle. Reszta będzie myta tylko Babydream fur Mama. Pod koniec mycia na włosy od spodu kładę dodatkową porcję odżywki. Na same końce zamierzam nadal nakładać serum z silikonem i olejem (np Bioelixire). A co najistotniejsze- zamierzam zawsze przy sobie nosić w rezerwie gumkę do włosów, by móc je zebrać na bok i związać, gdybym zapominała wcześniej o upięciu. Postaram się wyrobić nawyk zaplatania warkoczy. Albo przynajmniej zawijania włosów w szybki koczek. Aby dotrwać do wiosny bez poważnych strat włosowych planuję regularne podcinanie końcówek, także   za pomocą maszynki do strzyżenia.

Jedyna nadzieja w tym, że  im zdrowsze włosy, tym mniej podatne na plątanie i kiedyś doczekam się błyszczących zdrowych końcówek o ile czegoś po drodze nie skopię. A co Wam pomaga w walce z kołtunami ? Koniecznie dajcie znać :)

19.11.2014

TAG :10 faktów o mnie - foto galeria !

Dziś przygotowałam TaG "10 faktów o mnie" [random facts about me] . Nieco mniej niż zwykle to bywa, ale za to ze zdjęciami.
Do wykonania Tagu zapraszam wszystkich obserwatorów posiadających blogi. Możecie dać link do odpowiedzi w komentarzu.

1.Rzadko o tym wspominam na blogu ale oprócz tego że jestem blogerką to przede wszystkim żoną wspaniałego męża i mamą kochanego synka. Pchła niedługo kończy 3 lata.



 2. Od urodzenia mieszkam nad morzem. W linii prostej od mojej miejscowości podobno jest tylko 6 km do brzegu morza.


3. Zawsze przy mnie były psy. Zazwyczaj w liczbie mnogiej. Nie, nie miałam domku jednorodzinnego, mieszkaliśmy wtedy w kamienicy, w dwóch pokojach. Począwszy od Dory* ze schroniska zaadoptowanej w 1994 roku , potem pojawiła się Pisia*, Atos* a następnie Nuka*, Helga i potem Ygor, Alma oraz Toffi. Większość z nich to przygarnięte znajdy ratowane z opresji. Część z nich już odeszła z powodu wieku. Pełnią psiego szczęścia czwórka z nich.cieszy się do dziś.  Na zdjęciach nie ma jeszcze Bobika*, którego zostawili przy budzie byli właściciele domu moich rodziców podczas przeprowadzki. Był głaskany i w pełni akceptowany do końca swych dni. Ygor, pies największy został przeze mnie przygarnięty już jako dorosły olbrzymi wychudzony psiak. Błąkał się zimą 2010 kilka tygodni pod szkołą w sąsiedniej miejscowości. Bardzo łagodny i uwielbiany przez wszystkich. O rybkach i śwince morskiej nie będę się rozpisywać bo i tak już wyglądam na wariatkę. Aktualnie mam przy sobie tylko rybki, A psy u rodziców, bo tu gdzie mieszkam nie mogę mieć innych zwierząt. Mam nadzieję, że to się kiedyś zmieni.


4. Gdy byłam kilkuletnim dzieckiem otrzymałam od rodziców pierwszy aparat fotograficzny, oczywiście na kliszę. Była to CMENA, sprawna do dziś. Aparat super trudny w obsłudze był moim ulubieńcem i umożliwiał  tworzenie bajecznych zdjęć zanim wymyślono chińskie "idiot camera", cyfrówki i fotoszopy.

link
5. Posiadam konta na wielu serwisach społecznościowych z dziedziny muzyki, filmu tp. Oto niektóre moje profile (obrazki linkują bezpośrednio na profil) Jestem również na Spotify, Soundcloud, Planuję spróbować swoich sił  w grafice wektorowej. Współtworzę z mężem także blog kulinarny Kuchnia u Czarownicy.

http://www.filmweb.pl/user/Milli1982

http://www.lastfm.pl/user/Milli1982http://lubimyczytac.pl/profil/211433/milli1982
 
6.Moim największym nałogiem jest nie kawa a gorące, mocne i lekko osłodzone kakao.

Tą doskonałą :) grafikę wykonałam przed chwilą w Gimpie
7. Gdy byłam małą dziewczynką, mój starszy brat wypożyczał na VHS horrory a ja oglądałam je razem z nim. Z tego powodu im bardziej straszny, przerażający film tym bardziej zdarza mi się diabolicznie śmiać albo rechotać. Najbardziej lubię  thrillery z opowieściami o duchach.
Ulubioną zaś scenerią z filmu jest ulica Pokątna. Chciałabym kiedyś zobaczyć to na żywo.

link
8. Moją kulinarną słabością jest pizza. Przeklęte uzależnienie.


9. Uwielbiam rower. Jeżdżę wytrwale i pełną gębą. Na fotce sprzed lat można zobaczyć mnie z najlepszej strony :) Aktualnie jeżdżę damką z fotelikiem bo mam małego pasażera.


10. Jestem członkinią ROD . Uprawa działki to nieopisane szczęście i przyjemność.

Gdyby ktoś szukał nazw mam tu między innymi łubin, pomidory, paprykę ostrą, ślazy, georginię, piwonię, truskawki, ogórek długi szklarniowy,  werbenę i lobelię, czereśnie, czarne porzeczki, nagietki, gailardię, dynię olbrzymią i dojrzewające pomidory na krzakach.

Mam nadzieję że spodobał Wam się kawałek mojego świata. Pozdrawiam!

17.11.2014

[10] Ndw: Banan, Fiolet, Gliceryna i BdfM

 Witajcie kochane ! Dzisiejszym bohaterem "Niedzieli dla Włosów (w poniedziałkowy poranek) jest oto ten zestaw produktów.
  • Maska Kallos Banana
  • Bdfm czyli Babydram  für Mama Wohlfühl Bad
  • Gliceryna
  • Gencjana 
  • Isana  Express Spülung Silk 


Wszystkie pierwsze 4 składniki razem wymieszałam w plastikowym pojemniku - oczywiście bazą był Kallos z BDFM , gliceryny i gencjany po kilka kropel.
Włosy zostały  umyte 1x Pati tataro- chmielowym. Szamponu użyłam bardzo niewiele, byle tylko odświeżyć skórę głowy.



Mieszaninę w kolorze jasno fioletowym położyłam na całe włosy- maska nadal miała właściwości myjąco - kondycjonujące i dodatkowo tonujące kolor w kierunku bardzo jasnego srebra. Po kilku minutach rozprowadzania maski włosy opłukałam i odsączyłam w ręcznik. Potem zaś dolne partie ( w sensie tych na karku :) spryskałam "różową" Isaną, by dać  trochę więcej ochronnych silikonów na partie, które lubią się kołtunić.
Włosy rozczesane na mokro szerokim grzebieniem i podsuszone wydawały się trochę spuszone a równocześnie ciągle zbyt wilgotne - co pewnie jest zasługą gliceryny. Dopiero miękka okrągła szczotka dała efekt taki, który lubię najbardziej - włosów lekkich i prostych.

 Oto zdjęcia :
Efekt "spuszenia"z powodu gliceryny
Po rozczesaniu (widać że trzeba wyrównać cięcie: )

A tutaj włosy z dwugodzinnego koczka. Ta długość nie trzyma już praktycznie skrętu.

Co jeszcze nowego u moich włosów ?
Z radością zauważyłam że kucyk jest namacalnie grubszy. Warkocz nie przypomina szczurzego ogonka.
Mam długi "odrost " własnych włosów, który ewoluował do chłodnego gołębiego blondu. Dotrwałam do długości, gdzie mogę sobie włosy częściej skracać by polepszać ich ogólny stan i wyrównać do zapuszczanej grzywki. Aktualna długość mnie całkiem zadowala. Niedawno zrobiłam pierwszą próbę skrócenia końcówek maszynką i wynik bardzo dobry tzn ostrze nie niszczy- tnie zdecydowanie i gładko. Tylko do cięcia potrzeba pomocy rąk kogoś innego :)


Skóra głowy nie sprawia większych problemów - dłuższe stosowanie SLESów w szamponach poprawiło jej stan na dobre i zakończyło walkę z krostkami, swędzeniem. Przestałam kompulsywnie drapać się wieczorami po głowie - bo jak się okazało skóra "dusiła się" z powodu zbyt słabego działania szamponu Babydream. Na chwilę obecną najwięcej zawdzięczam masce bananowej Kallos bo stosowana systematycznie rzeczywiście "pogrubia włosy" nie dopuszczając do przesuszeń i wykruszeń najdelikatniejszych partii.
A na koniec zdjęcie ekstra z planu zdjęciowego. Patrzcie kto załapał się w prawym dolnym rogu  :) Malutka blond czupryna.

 
A co u Was działo się podczas Niedzieli dla włosów ?


13.11.2014

Moje 5 groszy na temat promocji przedświątecznych.

Witajcie serdecznie ! Wielkimi krokami i wielkimi promocjami zbliża się okres świąteczny. W centrach handlowych już w połowie listopada wywieszane są dekoracje a reklamy prześcigają się pomysłowością omamienia klienta i zachęcenia do zakupów w tej a nie innej sieci. Oferty "świąteczne" to bardzo często cena podwyższona do takiej jakiej nigdy nie osiągał dany produkt. Przekreślenie jej z rozmachem i wykrzyknikiem do ceny podobnej jak regularna. Nie zapominajcie że "oni" chcą na nas zarobić.  Cała otoczka światełek, pluszowych miśków i skarpet z motywem norweskim ma za zadanie nas rozczulić, wywołać skojarzenia a nawet poczucie winy w dziale zabawek dla dzieci. No bo jak to, skoro kocham to chyba powinnam wybrać pudełko największe. Cały dział marketingu i reklamy główkuje nad tym jak zrobić nas w konia. Jak pozbyć się zalegających towarów z zyskiem. Konsument rzadko kieruje się rozsądkiem gdy chodzi  o uszczęśliwianie najbliższych i oczywiście to jak najbardziej naturalne i normalne na obecnym poziomie cywilizacji.
 Sama pomału planuję zakup upominków dla rodziny, ale przysięgam że tym razem pójdę z listą zakupów.
Lubię kupować rzeczy nieco wcześniej, korzystając z promocji - 25, lub 30 % na coś tam, co akurat dany sklep ma w ofercie. Wówczas mam produkty nowe, świetnej jakości (nie stary stock z magazynów) i w okazyjnej, ale nie podbitej cenie.
Jakoś nie wierzę ofertom "promowanym" na wielkich banerach przed okresem świątecznym bo to zwykle podwyższona cena (jakiej nigdy nie miał nawet dany artykuł) i przekreślona. Czasami kolorowa naklejka "trafiony prezent świąteczny" już zamydla wzrok do tego stopnia, że cena za płytę CD 59,99 wydaje się w porządku a przecież dobrze wiemy, że albumy bywają też w cenie 39,99 tylko gdzie one zniknęły na ten okres ? Taki jeden tani tekstylny dyskont odzieżowy nawet nie zadał sobie trudu aby usunąć poprzednie ceny czapek, zostawiając przekreśloną (znów aktualną ?) cenę 11,99 a zostawiając częściowo zdartą naklejkę, gdzie pewnie było 4,99. Łajdaki!

Do stworzenia grafiki wykorzystałam obraz z pixabay.

Miesiąc z szamponami ze SLES - wyniki eksperymentu

Witajcie!
Właśnie zauważyłam, że minął przynajmniej miesiąc odkąd prawie całkowicie zrezygnowałam z szamponów łagodnych na rzecz tych oczyszczających.
Tutaj w piramidzie pielęgnacji dokładnie rozpisałam co i kiedy stosowałam miesiąc temu .
Jakby kto pytał  chodzi o włosy proste, cienkie i delikatne - naturalnie jasne do długości około 10 cm ze słonecznymi refleksami a reszta do końcówek była kiedyś farbowana - aktualnie bardzo sucha, kapryśna z tendencją do plątania i zbijania w pasma.

Jeśli chodzi generalnie o szampony zawierające Sodium Laureth Sulfate to moja miłość zaczęła się od pierwszego użycia kilka miesięcy temu  Labell dla dzieci wanilia i morela. Nie podrażniał skóry głowy, cudnie pachniał, nawet nie wysuszał długości a przy czym gwarantował naprawdę spektakularny wygląd włosów. Zaraz potem zachwyciłam się Schaumą 7 ziół.
Całkiem przyjemne wrażenia wywołała także Isana "męska". Następnie kilka tygodni stosowałam Malwę - Glorię brzozową. I kilka dni temu na miejsce zdenkowanej Malwy wylądował kiedyś już kupowany Pati tataro- chmielowy.


 


Istotnym jest też fakt że niemal przed każdym myciem nakładałam "od ucha" w dół na włosy olejek w celu ochrony przed detergentem (jak tutaj -link). Czasami olejek zostawiałam na dłużej. Następnie myłam 1x szamponem "przezroczystym" i 1x gęstszym perłowym który miał za zadanie zapobiec plątaniu i przesuszaniu. 
Następnie zawsze coś nawilżającego- maski Kallos Banana lub Chocolate albo odżywki Argan (Biedronkowe) a potem zazwyczaj serum Marion pomieszane z Bioelixire Argan Oil. 
No i również zwracałam uwagę na składy  -  Labell, Isana i Schauma dobrałam pod kątem braku substancji typu DmDm Hydantoin oraz Methylisothiazolinone czy Formic Acid, zaś w przypadku Malwy i Pati świadomie zignorowałam sprawę .

Lekkie i falujące się delikatne kosmyki

Czy miało to sens i co z tego wynikło ?
W pierwszych dniach takiego codziennego mycia oczywiście zauważyłam swędzenie skóry głowy, zwłaszcza wieczorem. Absolutnie nie było mowy o przeczesywaniu włosów na sucho (choć w sumie prawie nigdy tego nie robię, ale warto wspomnieć). Przez kilka tygodni cieszyłam się wspaniałą objętością i efektownym uniesieniem włosów od skóry. Praktycznie do zera zniknął problem tworzenia się "piasku", wszelkich krostek i nadmiernego przetłuszczania. Włosy stały się lekkie, a nawet podatne na falowanie. Jednym słowem moje włosy wyglądały dobrze i wydawały się być bezproblemowe każdego dnia.... Do momentu pierwszego użycia ciepłej chustki na szyję. Pomimo związania włosów gumką pojawiło się radośnie kilka sfilcowanych kołtunów nawet na babyhair z tego co wymknęło się poniżej kucyka.. Czyli włosy pełną gębą dały mi znać że przefajnowałam z szamponami oczyszczającymi. Po prostu przyszedł sezon na kołtuny i włosy trzeba bardziej chronić. Mimo to zostawiam sobie Pati do użytku bieżącego ale teraz dam szansę wykazać się tym oto legendom Babydream  für Mama Wohlfühl Bad oraz Facelle. Być może wkrótce napiszę Wam, który z nich lepiej się sprawdził i dlaczego.